Nie wyruszylismy o 6 tylko o 8.
wynegocjowalismy sniadanie na 7 wiec i tak nie jest juz zle bo dnia duzo.
Celem jest zajscie jak najdalej bedzie sie dalo. i dalo sie dosc daleko.
Zaszlismy pod schronisko (w zasadzie do podnozy, bo nie bylo sensu wdrapywac sie do niego gdy na zegarku byla 16)
Trasa przyjemna widoki tez, przejscie przez lodowiec latwe - szczeliny jak na tacy, przejscie przez rzeka troche bardziej skomplikowane.
Wiekszosc ekip nie uzywala rakow, natomiast nikt nie uzywal liny.
Ciagle brakowalo tylko Kazbega...i pod koniec dnia, kiedy to juz po raz n-ty gapilismy sie w ta chmure ktora "zaraz" sie przeciesnie i odsloni szczyt, w koncu sie udalo. Gora odslonila cale swoje oblicze!
Obliczenia nie wyszly i na obiad zamiast na 20 zjawilismy sie na 20:45 i to po calkiem mocnym tempie schodzenia.
Gospodyni zla nie byla, a my bylismy glodni jak te wszystkiie pasace sie krowy w okolicy.
Jutro szykowalismy jeszcze krotki trek na inne pasmo ale chyba skonczy sie na tym ze wejdziemy na jakies wzgorze i bedziemy sie relaksowac na sloncu i podziewiac Kazbeka (o ile pogoda na to wszystko pozwoli)
Misja spelniona widzielismy go, liznelismy temat. W przyszlosci trzeba bedzie go zdobyc, bo nie nalezy do najtrudniejszych.