Geoblog.pl    atomek    Podróże    Azjo wracamy - kryptonim MiT    Hsipaw - podejscie drugie
Zwiń mapę
2013
22
kwi

Hsipaw - podejscie drugie

 
Birma
Birma, Hsipaw
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11484 km
 
i czekamy pod Remember Inn... Pickup mial nas odebrac spod hotelu o 17:15 (kupujac bilet upieralismy sie zeby bylo jak najpozniej ze względu na nasza wycieczke rowerowa no i utargowaliśmy az 15 min) Przyjechal ponad pol godziny spóźniony i nie był pickupem tylko takim wielkim tuktukiem. (po naszym telefonie do biura, w ktorym kupilismy bilety, troche się już spinaliśmy bo koles bardzo nalegal na godz. 17 a tu już prawie 18 a nic się nie dzieje. Dodatkowo schizowalismy ze może nas spotkac powtorka z pierwszego pobytu w Mandalay. Busy z Manda do Hsipaw sa ponoc 2 – pierwszy o 6 a drugi o 15:30 przy czym chcielimsy bardzo uniknąć koczowania). Dzieki temu że to wozidlo tak wolno jechalo i było spóźnione, zafundowano nam romantyczna przejezdzke o zachodzie słońca. Piekny widok na gory i pola ryzowane, wiatr we wlosach i się człowiek rozmarzyl…
No ale nie na dlugo. W Shwenyaung kolejne opoznienie. Zaczelismy sie obawiac, ze nie dojedziemy do Mandalay na czas i nie zdążymy na bus do Hsipaw. Mielismy wyjezdzac o 18, a bus przyjechal grubo po 19. Podjeżdżały same autobusy z Taunggiy do Yangonu, kolejne osoby wsiadaja a my trwamy (na skrzyżowaniu znajduje się internet cafe – bierzemy dla testu 15min za 200K i na tym testy się zakończyły. Nie zaliczone :P). Jak to już ktos napisał - niesamowite w Birmie jest to ze jest X firm transportowych i nie wiadomo czemu wszystkie wyjezadzaja o tej samej porze. No i tak po kilkunastu busach
Do YNG zaczely przyjeżdżać te do Mandalay! W tym nasz. Uff

Bus był stary, miał niewygodne fotele, klimy nie miał ale nawet było zimno.
Trasa prowadzi z powrotem do Meiktila czyli polowe trasy musimy pokonac ta sama droga która ostatnio przyjechaliśmy – czyli z ostra przeprawa przez gory. Pierwsze serpentyny i żołądki kilku Birmańczyków już odmawiaja posłuszeństwa. Najwięcej atrakcji zapewnila nam para dziadkow siedzaca po prawej. Dziadek twardziel a babcia lezy i ledwo zyje. Kobieta cala zielona i zaprzyjazniona z woreczkiem a dziadek ostro po niej jedzie. Kiedy wyciągnął menażkę obiadowa (pamiętacie to jeszcze? Ten wynalazek jest bardzo popularny w Birmie) i zaczal konsumowac obiad babcia zaczela zwracac na wszystkie strony czujac zapach jedzenia. Ona ledwo zyje a dziadek ja znow opier… ile wlezie. Nas złapala glupawa jak zernknał wokół i ujarzalem: 2 mumie – biali siedzący za babcia z owiniętymi glowami, Aga jak jakis kowboj z husta na twarzy, kobita przed babcia – jak jakis Beduin… i ta babcia rozplaszczona w fotelu z glowa wiszaca w przejsciu ubrana w jakies futro chocby srodek zimy był… co ja pacze :D

Międzyczasie droga wiedzie przez bardzo waskie, ciemne i krete ulice. Wyglada to jak droga prowadzaca przez pole na która może przejechac tylko 1 duzy samochod. Tak się sklada że jednak auta jezdza w obie strony i sa to glownie busy i ciężarówki. Mijamy się na centymetry pojazdami z naprzeciwka i ciagle lapiemy dziurawe pobocze.
Pomagierzy kierowcy albo cos tam robia albo szukaja plyt CD do puszczania wiec siedzący z prawej szofer dziala na czuja – ale widziac ze mu to idzie.

Kolejna i zupełnie oddzielna historia to muzyka w autobusie. Tutajsi ludzie są bardzo muzykalni i może dlatego z taką fascynacją słuchają i oglądają teledyski podczas podróży? Co by nie zapodali z CD to brzmi tak samo.
Tym razem (żeby było dla odmiany) katuja nas wykonawcami plci meskiej.
Wszystkie piosenki sa bardzo podobne, smetne, smutne. No ale czego się spodziewac jak 99% opowiada o zlamanym sercu albo niespełnionej miłości. Teledyski sa pokroju brazylijskich telenoweli – jest ciezko.

Chwile po przejechaniu przez Meiktila bus wjeżdża na autobane i już normalna 2 jezdniowa droga zmierzamy do Manda. Po drodze widzimy jak wyglądają te tzn. wysiadki przy węzłach. Zawsze stoja chłopaczki z motorami i zabiegaja o klienta który wlasnie wysiadl. Chyba nie musza się martwic Ci ktorych czeka przesiadka nawet w srodku nocy.

Mimo słabego tempa i licznych postojow kierowcy na relax przyjezdzamy na dworzec przed 5!. No właśnie dworzec. Tym razem wygląda to jak dworzec. Mnóstwo ludzi na drodze przed dworcem, na dworcu, stragany, jedzenie, busy, vany, taxi i oczywiście rzesza ludzi czekających na swój transport.
Tak jak ostatnio podchodzi do nas ten sam gościu i próbuje wcisnac taxi (ten to pracuje w w swiatek, piątek...). Znow cena wywoławcza za transfer na drugi dworzec to 10t (tym razem nie ma swieta a cena trwa) MY mu mowimy, że za duzo i że 4000 to max co mozemy dać. On nam, że 7000k to minimum, MY że ni ma opcji. No i obrocil się, obrazil i poszedl. A z tym grzecznym Panem warto porozmawiac, bo wytlumaczy i pokaze na karteczce jakie są dworce w Manadalay i przy okazji podpowie, jak poprawnie wymawiać ich nazwy :) ale taxi szukac gdzie indziej.
Chwile pozniej utargowalismy trasport taksowka za 5000t za kurs i po 10 minutach byliśmy już na dworcu Pyi Gyi Myat Shin (60th St 37)
Wydaje nam się, że jakby odejść jeszcze troche od dworca, to spokojnie można wytargować jeszcze mniej (i to raczej za pickup)

Na dworcu do Hsipaw bylismy na czas i bez problemu kupilismy bilety na busa (4000k/os) na godz. 6. (Duhtawadi). Bus, ktorym jechalismy pamieta jeszcze czasy kolonialne. Podloga w nim wylozona byla skrzynkami z mango. I to własnie ich zapach unosił się delikatnie w autobusie. Na szczęście nie było suszu rybnego w takiej ilości która mogłaby zaklocic ten mily aromat (a produkty rybne były i czym przekonalem się wachajac pozniej mój plecak).
Skrzynie wypelniaja podloge busa aż po same siedzenia co dość znaczaco utrudnia znalezienia miejsca na nogi. Rzedy foteli zdaja się być zamontowane na jakis prowadnicach taz ze mogą byc rozsuwane jak harmonijka. No ale niestety – ponad 1/3 tylu busa jest zagracona worami zatem zatem siedzenia sa raczej jak zgnieciona czesc harmoszki. I tak torche ciezko w 2 os. siedziec na jednej kanapie kiedy od pasa w dol czujesz dyskomfort a dwie pary nog jak te owady do swiatla szukaja drogi to lekkiego wyprostoania.

Ci, ktorzy nie mieli miejsc siedzacych, siedzieli w przejsciu, na skrzynach, na worach. Tył busa też był wylożony różnymi towarami oraz bagazami – okupowaly go dzieciaczki. Na fotelu wytrzymalem 1,5 do Pyin Oo Lwin, gdzie była przerwa na śniadanie – knajpka dobra i niedroga.
Z każda kolejna minuta jazdy obracalem się do tyłu i wyobrażałem sobie z tyłu łozko. Widzialem worek który był materacem, widzialem worek który był poduszka, widzialem to coraz wyrazniej az w koncu przecisnalem się przez towarzystwo i konca busa i grzecznie zajalem sobie upatrzone legowisko, gdzie spedzilem kolejne godziny podrozy (Aga dostala cala kanape dla siebie). Obudzily mnie po drodze 2 rzeczy – pierwsza to niesamowite serpentyny i podjazd w okolicy Gokteik (przez chwile wygladalo to wszystko jak w ‘Drogach śmierci” – ta sceneria, mijanki, atmosfera miejsca); druga jeszcze to gdy cos strzelilo i zlapalismy pane. Podczas gdy każdy z pasazerow okupowal jak najmniejszy kawalek cienia rzucanego przez krzaki, kierowca bardzo sprawnie uporał się z wymianą opony i prawie w samo południe dojeżdzamy do Hsipaw. (biorąc pod uwagę fakt, że bus był załadowany dość konkretnie, mielismy przerwe na wymiane koła, cala droga prowadzi pod gore a my i tak dojechalismy w ok. 5,5h do Hsipaw a w 1,5h do Pyin Oo Lwin. Jest to chyba dość dobry rezultat. Nie wiem co ma pod maska taki bus, ale na pewno ma moc!.

Na dworcu (czyt. na ulicy przez sklepem Duhtawadi) już czekali naganiacze z Mr.Charles GH (trio – gruby jak powiedzial chińczyk ze sklepu obok, szczuply i stylizowana dziewczyna ktorach miala chyba tylko wygladac bo z komunikacja były problemy). Zwykle tego nie robimy, ale spore zmęcznie, temperatura i pośrednia znajomość miejscowki oraz cena (14$) spowodowały, że od razu decydujemy sie na ten GH. Poza tym zgodnie z info w LP, tam właśnie mają najlepiej zorganizowany seriws trekingowy. Niestety dziewczynki na recepcji nic nie wiedzą, personel też, więc żeby się czegoś dowiedzieć musimy czekać do 16 na przewodników (i tu już powoli dociera do ciebie masowosc tego biznesu – stanowiska do konsultacji, wyznaczone godziny itd. Itp.)

No nic mamy troche czasu, to idziemy się przejść po mieście. Pare wymian zdan z bialymi i znow wymieniamy troche dolarow po kursie 870, przebijac znaczaco obowiazujacy wokolo. Szlajamy sie dalej, market, rzeka, park i...zostajemy zagadani przez mechanika. Zaprasza nas do swego „warsztatu” i tak sobie gawędzimy,z nim i jego synem (studiuje w Yangonie i rzadko kiedy przyjezdza, ale że akurat jest świeto to mogl odwiedzic familje). Wokół kręci się żona. Koleś ma trochę starych narzedzi z Europy w tym wiartarkę stołową polkiej myśli technicznej (od niej sie przecież cała dyskusja zaczęła - aaa POLSKA! POLSKA!). Czas jak rzeka płynie wiec konczymy rozmowe i wracamy do GH o 17:30 - ostatnia chwila, żeby się z przewodnikami dogadać.

Co jednak nie jest takie proste, bo... przewodnikom nie bardzo chce się iść na 2dniowy trek! Może gdybyśmy jeszcze kogoś znaleźli... Poza tym jest za ciepło i tylko jeden przewodnik z całej ekipy chodzi w góry! Jeśli już 2 dniowy to lepszy taki krótszy bo ten dłuższy jest za długi a ogóle to lepiej chodzcie na 1 dniowy bo to przeciez prawie to samo. Dodatkowo każdy trek tylko dla 2 os jest duzo droższy niż dla 3-4 os. Normalnie 25000 K, a jak tylko 2 osoby, to po 35000 K od osoby! (co Age bardzo wkurzylo to ich olewczy stasunek i stwierdzenie "price per BODY"; spytala sie czy aby nie chca uzyc stwierdzenia PERSON, oni podkreslili że BODY i skonczyla sie dyskusja). I ciągle rozmawiajac z toba podaja ci warianty cenowe hipotetyczne – tansze. Wiadomo że nas jest 2 i z sufitu nikt nie spadnie a goscie do nas ciagle „cena treku nr X jest Y jeśli pojda 4 os” Troche nas to już irytowalo bo chcielismy slyszec ich konretne oferty i finalne ceny. Oni jednak wymownie nas zmiechecali a razaraz namawiali na 1 dniowy trek z parą emerytów z Francji i panią Chinka. Rezygnujemy. Idziemy szukać do innych GH. Szybko trafiamy na przewodnika, który wprawdzie nie może z nami iść, ale chętnie narysuje nam droge do wioski Pankam - celu naszego treku. Decydujemy się iść sami. Mapka powstaje w 5 min. Dodatkowo rozkreca się znjomosc miedzy poznanymi przez nas Slowencami. Goworzynmy i popojamy chinskie piwko (nie polecam sika) Postanawiamy iść na 2 dnoiwy trrek i jeszcze z rana następnego dnia szykbo przenieść się do Yee Shin GH. Pokoje od 15$, ale dużo przyjemnijesze niż w Mr.Charles.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Adik
Adik - 2013-05-04 09:02
wrociliscie juz?
 
Marcin K
Marcin K - 2013-05-04 14:06
Mały update by się przydał:)
 
 
zwiedzili 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 65 komentarzy65 1193 zdjęcia1193 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
13.08.2013 - 24.08.2013
 
 
09.04.2013 - 26.04.2013