Wczoraj wieczorem wynajęliśmy moplika, żeby z samego rana szybko się wykwaterować i ruszyć w drogę.
Po największym jak do tej pory śniadaniu (zdobyliśmy trochę łupów na nocnym targu) i byliśmy gotowi do wyjazdu chwile po 7.
Rzeczy zostawiamy na kwaterze (Tamarind GH - 350B za nocleg w domku na tratwie) i mówimy panu co by się martwił o nas jeśli jutro na noc nie wrócimy :P
Na dziś w planie były (miejscówki za które nie trzeba płacić wstępu, bo te za które się płaci maja wspólny jednodniowy bilet 200B): jaskinia Kra Sae + chyba najpiękniejszy odcinek Kolei Śmierci (Kra Sae Bridge), Przełęcz Ognia Piekielnego oraz wodospad Sai Yok Noi a później nocleg w Nam Tok.
W Nam Tok spotkaliśmy tubylca, z którym ucięliśmy sobie miłą pogawędkę pod jego domem. Powiedział, żeby u nich nie spać bo nic u nich nie ma, a ładniej jest na północy. No to korekta planów i jedziemy dalej.
Ze względu na czas rezygnujemy z Przełęczy (godziny otwarcia chyba od 9 czy 10 do 16:30? jak się okazało) i jedziemy do gorących źródeł Hin Dad, a później na nocleg tutaj, czyli Thong Pha Phum.
Trochę nam zajęło znalezienie miejsca do spania. Sami znaleźliśmy chyba 2 albo 3, natomiast z pomocą policjanta z komisariatu i pewnej rodzinki z przedmieść – w obu przypadkach ubrali się, wsiedli na swoje motorki i ekstra z nami jechali! Pan policjant zapodał nam zbyt drogą ofertę ?(chyba 400 albo 450 za hotel) natomiast drugi koleś znalazł nam szałową cenę 200B za pokój. Obie opcje pokrywały się z tym co już widzieliśmy, więc wynikało to z tego, że nie ma wyjścia. Bierzemy co jest. Okazało się, że naszymi sąsiadami zostają 2 Anglicy, którym wcześniej mijaliśmy podczas krążenia po mieście. Twardzi goście, dla nas te warunki na kwaterze choć niskie to powiedzmy nieobce, a dla nich to chyba ekstremum ;)
Ale co tam kwatera potrzebna była nam na 6h snu czyli w sumie na 8h.
Chopcy z UK powiedzieli nam, że też przez całą drogę wpadali na ruskich i potwierdza to naszą teorie, że to jest ich strefa zrzutu w Taj.
Hahaha chopaki najbardziej pękali ze śmiechu jak opowiadali o kąpielówkach od naszych braci-towarzyszy. „Niesamowite – jak oni w tym mogą chodzić, wcina im się to w kroku i wszystko widać. Chodzą w speedo hahaha” OK. fajnie się pośmiać z ruskich i wzbudzić sympatię wesołych angoli. Ale...ja też noszę „speedo” „i’m sexy and I know it” :D
Kolację jemy na mieście, za namową córki szefostwa biorę tradycyjną zupkę i makaron. Kurczę sympatyczna dziewczyna i dobrze gada po angielsku (nie pasowała pod tym względem do tego miejsca) ale dobrze że tam była. Smaczne było.
Kupiliśmy również kilka nowych owoców, które do tej pory nie pojawiały się na odwiedzanych targowiskach.
Wyszło na to, że jutro musimy zaliczyć biletowane: Sai Yok Yai (+ ew. jaskinie La Wa) oraz co najważniejsze 7 poziom wodospadu Erewan, a w międzyczasie pominięta dziś Przełęcz Ognia.
Czasu mało a km dużo (140km do samych atrakcji + chyba jeszcze 60km na powrót na tratwę). Z czego Erawan zamykają chyba o 16:30 wiec tez nas to trochę ogranicza. Dlatego jutro chyba wyjedziemy o 5:30 i jeszcze dorzucimy sobie tamę Vachiralongkorn - ponoć ładny z niej widok, a nie było nam dane go podziwiać z racji tego, ze dotarliśmy tu po zmroku.
Teraz najważniejsze wskazówki dla podróżujących tutaj:
Niestety żeby wypożyczyć skuter trzeba uderzać do Kanchanaburi i dopiero jechać w trasę.
Noclegi na tej trasie - są :) Praktyczniej w każdej miejscowości można znaleźć jakąś kwaterę (również widzieliśmy przy głównej drodze jakieś zajazdy itp.).
Jednak nie można oczekiwać szalu i jakiś specjalnych warunków. Wielkiego wyboru też nie ma (ważne jest w ogóle coś jest!). Ale co tam - to tylko ma być pojedynczy nocleg na trasie. Ceny od 200B do nawet 500B.
My trafiliśmy niby do jakiegoś "hotelu" ale cena 200B wszystko wyjaśnia. Ale! w końcu się doczekałem mam wiatrak podwieszony na suficie - taki jak na filmach widziałem - a nie jakiś mały przenośny!
Paliwo - stacje benzynowe są po drodze (przed w i za każdą z wiosek) nie trzeba kupować żadnych butelek z paliwem.
Droga - stan bdb, jezdnia oddzielona poboczem pozwala na wygodną, szybką oraz bezpieczną jazdę (my średnio jeździmy 70km/h choć nasza 125cc chciała by szybciej, ale nie ma co przesadzać. Testowałem ją na 90, ale myślę 100 by przekroczyła bez problemu).
Z tego co dziś było:
Kra Sae - polecamy, (Billy - mom fajne fotki dla Ciebie + jeszcze jakieś ciuchcie po drodze)
Say Yok Noi - bardzo ładny i fajna zabawa, ale tłoczno (no chyba że mieliśmy pecha na ruska wycieczkę - 3 autokary)
Hin Dad - nic szczególnego jeśli chodzi o urok tego miejsca. Nie są to naturalne baseny tylko komercyjna miejscówka, ale za to kameralne (o ile autokarowa wycieczka ruskich tez tam nie przyjedzie!!!). Jest kilka basenów z ciepłą i bardzo ciepłą woda + górska rzeka, do której można się od razu wyturlać z basenów. Wstęp 40B, czynne chyba do 22.
(dwie ostatnie miejscowy chyba mocno związane z ruskimi – mnóstwo napisów w cyrylicy)