Tona kamyczków, cegiełeczków...(pozdro dla ja mmm chyba ściebie) Niestety nie mamy czasu by coś więcej napisać. Czeka nas jeszcze wizyta na bazarze (jakie tam są pyszności!), trzeba cos zjeść i na dworzec...p.s. im bardziej na południe tym bardziej odczuwam ze koniec wakacji się zbliża :/no nic, trzeba korzystać. odnośnie naszej kolejnej lokalizacji - chyba będziemy się posiłkować relacja seba673.geoblog.pl; jednak my to rozbijemy raczej na 3 dni. no to zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie podoba nam się to że w Nam Tok raczej nie wypożyczymy moplika. a to byłaby o wiele bardziej optymalna opcja niż nocleg w Kanchanaburi....
--Nie można się obecnie przesiadać w Ayuthaya - jeśli chce się jechać do Kanchanaburi, przesiadka w Bangkoku. Z Ayuthaya busy (te które jeszcze zostały; jeżdżą z konkretnymi objazdami). Bangkok - dworze północny Mo Chit - działa sprawnie i bez problemowo (jednak wciąż są worki z piaskiem)
Jeśli ktoś chce się udać z Sukhotai do Kanchanaburi z pominięciem Bangkoku to w tej chwili jest to możliwe w taki sposób:
bus do Nakhom Sawan (3h), przesiadka na bus do Suphanburi (czas nieznany), a potem przesiadka na busa do Kanchanaburi (ok 2h)
--
jak zwykle pod kreseczkami poprzyjazdowy komentarz:
Z rańca nie da się zjeść po naszej stronie rzeki, bo nikogo ni ma. Ale za to można się stołować zaraz za mostem.
Dojazd do Starego Miasta odbywa się np. za pomocą Songthaew’a. Od mostu trzeba iść kilkaset metrów w stronę ruin i tam znajdzie się przystanek. Kasują chyba 30B/os
Bilet do wejścia do strefy centralnej kosztował chyba 100B/os.
Można to obskoczyć w 2h jak i w 4h albo i jeszcze więcej. Nam chyba ze 4 zajęło, spokojnie sobie oglądając i odpoczywając.
Wg nas na pewno nie opłaca się wynajmować roweru jeśli chcesz zwiedzić tylko strefie centralną – jest to za małe a poza tym trzeba by było ciągle schodzić z tego roweru.
My wybraliśmy nawet na piechotę do strefy północnej w ramach bonusa bo zostało nam trochę czasu – nie chcieliśmy przed 16 się stąd ruszać bo bus dopiero późno wieczorem, a rzeczy i tak w depozycie.
Zależy kto co lubi, ale wydaje nam się że ilość kamieni, którą ogląda się w strefie centralnej jest na tyle duża i naprawdę robi wrażenie, że nie koniecznie chce się oglądać więcej. Dla nas praktycznie był to koniec tego typu zwiedzania podczas pobytu w Tajsku – to co zobaczyliśmy w CH M. i tutaj zdecydowanie wystarczyło. Resztę sił zostawiamy na Bangkok. Miejsce naprawdę interesujące, jednak przytłacza ilość obiektów w tak krótkim czasie.
Teren strefy centralnej jest w dużej mierze otwarły i trzeba się liczyć z mocno dającym o sobie we znaki słońcem. W cieniu ruin jest także gorąco. Woda jest dostępna w na miejscu jakby co, jedzenie też – choć droższe.
Spotkaliśmy baaardzo dużo wycieczek szkolnych. Sympatyczne dzieciaki ubrane w mundurki szkolne. Mimo, że sympatyczne pamiętajcie, żeby ich unikać. Wszystkie mają zeszyty i polują na turystów, żeby sobie podszlifować angielski. Możesz się nie uwolnić, ich są setki! Pamiętajcie o powiedzeniu: „daj komuś palec, a weźmie całą rękę” ;)
Według nas to dzieciaki właśnie w taki sposób nabywają dożywotnią zdolność mówienia „helooou :D”
Zdradzę Wam jeszcze jeden sposób na uniknięcie gradobicia pytań. Jeśli pierwsze pytanie brzmi „czy masz jakieś zwierzątko”, to odpowiedź „NIE” znacząco zakłóca przyjęty schemat konwersacji i obniża zainteresowanie twoją osobą. Raz odniosłem nawet wrażenie, że jestem złym człowiek- bo jak mogę nie mieć?
W ogóle to te dzieci wydają tyle pisku z siebie co wspomniane ptaszki.
Fajną sceną było ich nawadnianie. Zbiórka w szeregu do wiadra z wodą. Opiekunowie nalewają do garnuszka wody i w tym czasie panuje cisza. A potem oczywiście znów szaleństwo.
--
Dworzec w Sukhotai jest położony ok.4km od centrum, więc przejazd trzeba negocjować. Już teraz nie pamiętam ile to było, ale do centrum dość dużo wynegocjowaliśmy, w drugą stronę zamówiliśmy transport przez hostel po cenie gospodarza.
Dworcowa informacja to porażka. W oba dni trafiliśmy na tego samego leniwego „hindusa’ – oni tu w większości mają taką karnację. Jest tu niewielu żółtych, skośnookich Tajów. Widać skutki dawnej migracji zza zachodniej granicy.
Tak jak w kasach biletowych tak i w informacji turystycznej na dworcu nie bardzo doświadczysz angielskiego. A już dowiedzieć się coś o połączeniach autobusowych i przesiadkach praktycznie niemożliwe. Jeśli nie ma jakiegoś bezpośredniego połączenia to nie licz na to, że polecą Ci tutaj jakieś miejsce przesiadki itd. Mieliśmy większą wiedzę o nich. Niestety przykre było to, że sprzedali Ci bilety do Ayuthaya mimo, źe było zalane i komunikacja w tym mieście nie funkcjonowała.
Gdybby nie pieczątka na bilecie „STOP, Ayuthaya Highway” nie wiedzielibyśmy, że bus staje nie w centrum na dworcu, tylko wyrzuca Cię na jakimś węźle z którego trzeba iść chyba 3km albo brać taryfę. Nam wysiadka na autobanie wypadałą ok. 2 w nocy, to by była niespodzianka. Wybraliśmy jednak drogę do samego końca czyli do BKK. Cena biletu i tak była jak to do BKK, wiec bez problemu mogliśmy na tym bilecie jechać do obecnej stolicy Tajska.
Jak większość dworców, czy postojów turystycznych ten również posiadał bezpłatne toalety z prysznicem (bezpłatność może nie jest powszechna, ale infrastruktura jest podobna). Można się odświeżyć w trakcie jazdy (postoje z reguły są minimum 15min.) albo tak jak my teraz wykąpać się po całym dniu.