Postanowiliśmy pobawić się ze słonikami mapie tego nie zaznaczyłem bo nie kojarzę wsi do której nas wywieźli (1,5h drogi poza miasto – wstyd mi się przyznać ale serio nie wiem gdzie. Prawdopodobnie okolice Lampang) Co tu dużo opisywać, karmiliśmy i ujeżdżaliśmy słonie. Coś w stylu jazdy na koniu, ino że to jest większe i ma trąbę. Zabawa droga, ale fajna - szczególnie finał: igraszki ze słonikiem w rzecze (taka sobie wspólna kąpiel i parę buziaków). Przy okazji wyssał mi tez trochę brudu z uszu, więc nawet wróciłem bardziej czysty ;P
A dziś wieczorem wbijamy na miasto, bo jest finał (niektórzy mówią ze półfinał) tutejszego święta Loi Krathong. Spodziewamy się zatem bardziej atrakcyjnych defilad niż w dniach poprzednich (oczywiście tłumu białasów z aparatami) i mnóstwa wianków-łódeczek ze świeczkami, które będą puszczone na rzece. Jeśli chodzi o wszechobecne w tym czasie petardy to larma jest tyle co na każdym polskim odpuście czy w sylwestra.
Uwaga na turystów z petardami. Tajowie wiedzą jak się z tym obchodzić, natomiast większość białych turystów to albo podpita albo zachowywali się tak jakby pierwszy raz mieli petardy w rękach. Odpalają w tłumie, w kierunku innych – wolna amerykanka i niestety trzeba uważać. Ale ogólnie porządek jest, a policja pilnuje, żeby nie było spożycia alko i nie dochodziło to ekscesów.
p.s. na nocnym targu w CH M jest super. Ale niestety nie zaopatrzymy się w podrabiana odzież (jeszcze nie teraz - bo kto to będzie dźwigać?) Póki co zaopatrujemy tylko nasze brzuchy ;) jutro podążamy oklepanym kierunkiem turystów - spróbujemy szkoły gotowania tajskich potraw. zobaczymy czy warto...(wykupiliśmy w hostelu)
ps2.przeprawszam za składnie i wszystkie inne braki oraz chaos. ale tak to jest. nie spać, zwiedzać ;P
--
to że pójdziemy na słonie wiedzieliśmy już w PL, dlatego od razu pierwszego dnia kupiliśmy „bilety”. Znaleźliśmy najtańszą ofertę w biurze TAT i kosztowało nas to chyba 1900 albo 2000B. W większości miejsc ceny wahały się od 2200 do 2400B.
Agencje turystyczne:
Na pewno nie raz czytaliście - wszędzie w biurach możecie sobie coś wykupić; na każdej ulicy. Pochodzicie, zobaczycie. Itd. Itp. Nie wiedzieliśmy jak sobie to wyobrazić czytając takie wpisy. No to już mówię dla rozjaśnienia. Tak jak u nas na mieście jest ulica na której jest kilka spożywczych, jakiś salon kosmetyczny, piekarnia i coś tam jeszcze. Tak tam na każdym kroku (oczywiście w bardziej turystycznych częściach miast) znajdują się agencje. Nie oczekujcie biura takiego jak mają nasze biura podróży. Te miejsca to są często jakieś małe klitki z 1 biurkiem, parą krzeseł i oczywiście toną ulotek. Ich katalogi to spięte kartki A4 z wydrukowanymi z kompa zdjęciami i kolorową fikuśną czcionką. Najlepsze jest to że obejdzie się 100 takich miejsc a każdym folderze te same zdjęcia i opisy. Ale..jak się dowiedzieliśmy nie wszyscy współpracują z tymi samymi firmami. Jednak w większości miejsc znajdzie się te największe i najpopularniejsze firmy z danej dziedziny. Ceny natomiast wahają się nieznacznie (ok.200B różnicy). Oprócz taki małych agencji na ulicy dochodzi sprzedaż w każdej recepcji każdej noclegowni – zatem nie ma żadnego problemu z zakupem jakiegoś eventu.
Mała rada – najlepiej wykupić ok. 1 dzień wcześniej. Z reguły biura otwarte są do g. 20-21, ale nie ma gwarancji, że następnego ranka będzie miejsce dla nas (jeśli jest plac to nawet tego samego ranka da się gdzieś dokoptować, ale jeśli nie ma, to specjalnie dla nas ekstra wozu nie podstawią – bo jak nie ma 100% obłożenia to im się nie opłaci i koniec.
Transport jest spod wskazanego miejsca – z racji tego większość wydarzeń ma miejsc z samego rana to miejscem jest hostel. Zbiórki mają miejsce między 8-9 rano a powrót z imprezy jest między 17-18. Reszta czasu to dojazd + konkrety. Stety czy niestety nic innego na taki dzień nie da się już zaplanować.
Bonus:
Zanim pojedzie się na słonie busik melduje się na lokalnym bazarze. Grupa zaopatruje się tam w banany dla słoni: banany w wersji podstawowej stawia firma, reszta z własnej kasy. Polecamy kupić wora trzciny cukrowej (sugarcane) – jest to ulubiony smakołyk słoni i jak się okazało nie tylko słoni ;)
Słonie to okropnie rozpieszczone łasuchy, więc spokojnie z zapodawaniem trzciny i bananów, bo jak się szybko wystrzelacie to potem nie będzie się czy targować ;)
No i oczywiście odłóżcie sobie zawczasu trochę trzciny dla siebie haha!
Sam wypad na słonie jest okazją do poznania innych ludzików. Czasu jest sporo i okoliczności skłaniają do integracji.(podobne okazja przytrafiła się nam dopiero nad morzem, gdzie cały dzień spędzaliśmy na łódce z tym samimy ludkami). Ale jak wiadomo na kogo trafisz to zawsze kwestia szczęścia. Ci co na nas trafiają to zawsze je mają :P