Kierunek Wiedeń i przesiadka do BKK.
Kupując bilet kierowaliśmy się głównie wygodą, a nie ceną. Nie no, wiadomo, że ceną :P Spośród wyselekcjonowanych ofert wybraliśmy tą, która będzie logistycznie najprostsza, nie będziemy tracić czasu na dymanie między lotniskami i bezczynne siedzenie na lotniskach. Wolne dni są zbyt cenne, a urlop zbyt krótki, żeby się tak męczyć – w końcu celem jest kraj na „T”
Były jakieś opcje z Pragą, Kijowem, Warszawą (chyba najstraszniejsza z opcji – weź tam dojedź wygodnie i wróć!); Helsinkami, Moskwą, Niemcami i już teraz nie pamiętam czy jeszcze. Wybór padł na Kraków-Wiedeń – BKK. Było to może droższe i kilkadziesiąt PLN czy tam parę stów. (zdaje mi się, że kupując te tańsze bilety lotnicze, wyszlibyśmy na minus sumując wszystkie koszty dojazdów itp.).
W każdym razie opuszczamy sprawnie Ślůnsk (niedziela, cicho spokojnie, sucho i słonecznie) i ciągu godzinki jesteśmy z dużym zapasem w Balicach.
Spędzamy czas na ławce przed terminalem, grzejąc się na słońcu tak jakbyśmy jechali do jakiejś pochmurnej, zimnej krainy. Mimo wszystko było mi żal takiej pięknej pogody (po cichu liczyłem że w kraju będzie paskudnie jak wyjedziemy – ale listopad był piękny, słoneczny i tyle wycieczek w góry niestety nie mogło się odbyć. Przy okazji polecam Beskidy i Tatry późną jesienią!)
Odprawiamy nasze bagaże prosto do BKK, więc bierzemy ze sobą wszystko to co będzie nam potrzebne na najbliższe kilkanaście godzin.
Na płycie lotniska lekkie zaskoczenie naszym samolotem (nie sprawdzałem wcześniej co lata na tej trasie). Czekał na nas chyba dość leciwy model de Havilland Dash 8-400 (DH8D)-takie nieduże, ze śmigiełkami na skrzydełkach (bagażnik niewiele większy od takiego w sedanie :P)
Z zewnątrz to nic w porównaniu z tym co w środku – jak w autobusie. Para foteli z lewej i prawej, ścianki samolotu jakieś takie cieniutkie (choby w Tico ;P). Samolot nabity do ostatnie miejsca. Pogoda piękna więc widoki przez okienko świetne (gdyby nie to śmigło...) Mały ale jary! Nasza awionetka bez problemu dostarcza nas na wiedeńskie lotnisko. Lecąc tym samolotem przynajmniej wiedziałem co i kiedy robi pilot, ponieważ odczuwalny był każdy manewr (w tej kolubrynie którą lecieliśmy później do BKK to znów nic nie było czuć).
p.s.
mała ciekawostka:
http://www.tvn24.pl/-1,1732984,0,1,ladowal-w-krakowie-z-zepsutym-silnikiem,wiadomosc.html